Custom Gun cz.23 - Hybryda z Glocka.
Okazją do powstania prezentowanej dziś hybrydy Glocka, było pojawienie się na rynku Glocka Gen 3 z rynku brazylijskiego. Atrakcyjna cena była impulsem dla naszego klienta, do zrealizowania projektu, odkładanego na „trochę wolnego czasu”. Na ten czas można by jednak czekać w nieskończoność, zatem impuls był zdecydowanie potrzebny ;-) I tak powstała hybryda oparta o Glocka 17 Gen 3 - będąca pistoletem z wieloma jednak cechami karabinka PCC.
Zarówno hybryda jak i Glock sam w sobie, może budzić mieszane uczucia. Ma on swoje zagorzałę grono zwolenników i równie wielkie przeciwników. Jego właściciel generalnie jest fanem Sig Sauera, ale - jak sam mówi - najwięcej frajdy jest w tworzeniu ;-) Dlaczego jednak hybryda? Pistolet jaki broń krótka jest idealny do skrytego noszenia, jednak ustępuje karabinowi pod względem szybkości i celności. Jednym z czynników za to odpowiedzialnym jest kontrola nad bronią.
Cztery punkty podparcia (kolba w dołku strzeleckim oraz jej baka na policzku, do tego każda z rąk na niezależnym chwycie), pozwalają na dużo większą kontrolę nad bronią, co z kolei przekłada się na łatwiejsze szybsze strzelanie, oraz na większą celność. Po prostu fizyka. Oczywiście, pistolet można doskonale opanować i strzelać z niego równie dobrze, celnie i szybko, ale… i tak nie tak jak z karabinu. Stąd też wzrost zainteresowania choćby karabinkami PCC - czyli karabinami na nabój pistoletowy.
Wróćmy jednak do naszej hybrydy - to co najbardziej rzuca się w oczy to taki fikuśny „pałąk” - jest to nic innego jak składana (aż w 2 miejscach) kolba firmy Fab Defense - model Cobra. Widoczny jest też chwyt przedni (również składany), kompensator czy też kolimator. Wszystkie te elementy w pozycji złożonej (czyli tak jak na pierwszych zdjęciach) absolutnie nie przeszkadzają w normalnym użytkowaniu broni. Mamy tu taki sam skład i dostęp do wszystkich manipulatorów, spustu itp. Czyli mówiąc krótko, możemy ten pistolet używać jak… pistolet ;-)
Jednak jeden szybki ruch ręką i… mamy rozłożoną i gotową do działania kolbę. Po rozłożeniu (nie wymaga to zdjęcia jakichkolwiek blokad, wystarczy pociągnąć za bakę do całkowitego rozłożenia kolby) następuje jej zablokowanie. Złożenie wymaga już zwolnienia dwóch blokad w obu przegubach.
Drugi szybki ruch ręką i mamy rozłożony chwyt przedni. Praktycznie można zrobić to jednym płynnym ruchem, przy okazji składania się do strzału. Rozłożenie jest proste i intuicyjne, w ułamku sekundy mamy pistolet przekształcony w mini karabinek, z zablokowanymi chwytem przednim i kolbą. Złożenie - jak już wspomnieliśmy, wymaga wciśnięcia przycisków zwalniających blokady.
Złożenie się do broni jest całkowicie intuicyjne, kolba ma dobrze dobraną podwyższoną bakę, wprost idealnie ustawioną do korzystania z kolimatora. Kolbę możemy bardzo szybko zdemontować - wystarcz zwolnić kolejną blokadę i wyjąć ją z podstawy chwytu.
Zdjęcie chwytu przedniego wymagało użycia klucza imbusowego. Wymagało, gdyż mamy już informację, że śruba blokująca chwyt przedni została wymieniona na śrubę kciukową, dzięki czemu można zarówno rozkręcać blokadę bez użycia klucza, a dodatkowo uzyskano półkę pod kciuk dłoni wspierającej (tzw. thumbrest) jeszcze bardziej poprawiającej chwyt.
W przednim zawiasie kolby mamy małe oczko. Służy ono do zamocowania kółka, do montażu pasa nośnego. Dzięki temu można nosić broń na pasie, co jest o tyle istotne, że w tej konfiguracji ciężko byłoby korzystać z typowej kabury. Co prawda sama kolba Cobra jest dostosowana do używania z dowolną kaburą do Glocka, ale… montaż przedniego chwytu skutecznie tą opcję wykluczył. Coś, za coś.
Kolejna zmiana to nakładka na tylną część chwytu, wykorzystującą do zamocowania pin blokujący kolumnę mechanizmu spustowego. Generacja 3 nie miała wymiennych nakładek. Chcąc nieco zmienić kąt chwytu, odległość do spustu oraz powiększyć ostrogę, chroniącą dłoń przed pracującym zamkiem, musimy skorzystać z takiego właśnie rozwiązania. Na szczęście takich nakładek jest mnóstwo, jak i w ogóle części do tuningu Glocka. Chyba żaden inny pistolet (no może poza Coltem 1911) nie ma więcej dostępnych na rynku akcesoriów.
Oczywiście nie każdemu będzie taka nakładka potrzebna - wszystko zależy od wielkości dłoni jak i preferencji strzelca. Możliwość jest, korzystać z niej możemy, choć nie musimy. Kwestia gustu i ergonomii.
Jednym z często wymienianych elementów jest dźwignia zwolnienia blokady zamka (nazywana często „zrzutem zamka”). Fabryczna jest tak mała, że umówmy się, że jest. I nic poza tym. Jeśli operujesz na pistolecie „czapą” (co przy broni bojowej jest zresztą wskazane), element ten nie ma dla Ciebie większego znaczenia. Jeśli jednak strzelasz sportowo, to i owszem Wymiana - jak w większości rzeczy do Glocka jest prosta i tania.
Tak - kolimator. Choć nie jest to wersja MOS (z frezem pod montaż kolimatora). W sukurs przychodzi firma Strike Industries oferująca aż dwa rozwiązania. To widoczne na zdjęciu z montażem dostosowanym do typowych mikro kolimatorów pistoletowych, oraz z krótką szyną RIS, umożliwiającą montaż np. małych kolimatorów zamkniętych. Płytkę montuje się w miejscu szczerbinki, blokowany jest 4 śrubami od góry i dodatkową śrubą wkręcaną do wymienionej (i dostępnej w komplecie) płytki tylnej.
Taki montaż wymagał przedłużenia płytki poza obrys zamka, dzięki czemu znalazło się tam miejsce do zamocowania dźwigni przeładowania. W (prawie) karabinku jak znalazł, szczególnie przy złożeniu do strzelania z rozłożoną kolbą.
Mniej więcej w środkowej części szkieletu, z obu jego stron, naklejony został specjalny grip. Z lewej strony służy jako szczątkowa półka przy korzystaniu typowo z pistoletu i chwycie Clamshell. Użytkownicy Glocków często w tym miejscu (i równie często na samym chwycie) wykonują gripping, czyli wypalanie agresywnej tekstury dającej wsparcie dla dłoni czy kciuka.
Z drugiej strony, miejsce to służy jako tzw. index point, czyli punkt, w którym spoczywa palec strzelający, gdy nie prowadzimy strzelania. Chropowata struktura naklejonego gripu, pozwala „organoleptycznie” poczuć, że palec jest we właściwym miejscu. Taka dodatkowa opcja bezpieczeństwa. Zresztą wielu współczesnych producentów broni krótkiej, umieszcza takie index pointy na fabrycznym szkielecie.
Podwyższona muszka. Montaż kolimatora, do tego dość wysoki, wykluczałby korzystanie z mechanicznych przyrządów celowniczych. Te jednak mogą się przydać w momencie awarii kolimatora. W tylnej części płytki znalazło się miejsce na zamontowanie oryginalnej szczerbiny, zdemontowanej przy okazji mocowania płytki pod kolimator. Lekko wystaje ona ponad obudowę kolimatora i całkiem dobrze zgrywa się z podwyższoną muszką.
Kompensator. Ale zaraz… jak? Przecież ta wersja nie ma gwintu zewnętrznego na końcu lufy. I owszem - nie ma. Tak jak i nie ma frezu pod kolimator. Jednak i na to jest sposób. Ponownie skorzystamy z oferty firmy Strike Industries, która oferuje kompensator Mass Driver, mocowany na dostarczaną w komplecie żerdź systemu powrotnego. Zyskujemy dzięki temu stalową żerdź z wymienną sprężyną powrotną, taką jak w Coltach 1911. A do tego stalowy kompensator.
Oba rozwiązania zwiększają masę broni w przedniej jej części, co wraz z działaniem kompensatora wzmaga redukcję odrzutu i podrzutu, a w konsekwencji pozwala na jeszcze szybsze, celne strzelania (mniejszy podrzut to szybszy powrót na cel). Poza tym przy zamocowanym chwycie przednim, całość po prostu lepiej wygląda…
Montaż kompensatora jest tak skonstruowany, że nie wymaga jego zdjęcia przy czyszczeniu lufy. Sprawdźmy jak to wygląda. Kontrola broni - brak magazynka, nie ma naboju w komorze, strzał kontrolny, chwyt „glockowski”, zdejmujemy blokadę zamka i ściągamy zamek ze szkieletu.
Szkielet gotowy jest już do czyszczenia. Czyszcząc zamek możemy oczywiście zdemontować kompensator, jednak nie zawsze będzie taka potrzeba, tym bardziej, że bez problemu możemy wyjąć lufę z zamka.
Jak widzicie na powyższym zdjęciu możemy w dość dużym zakresie odciągnąć kompensator ku przodowi, a wraz z nim przesuwa się do przodu żerdź, na której kompensator jest zamocowany, dając wystarczającą ilośc miejsca do wysunięcia lufy.
Co z kolei dobrze widać na następnym zdjęciu. Przy klasycznym rozwiązaniu z kompensatorem mocowanym na gwincie zewnętrznym na końcówce lufy, byłoby to nie możliwe. Tam do wyjęcia lufy do czyszczenie niezbędne jest odkręcenie kompensatora. Tu można odkręcić, choć nie jest to konieczne do wyjęcia lufy.
Mając już rozłożną naszą jednostkę, pomówmy o kolejnym, typowym tuningu Glocka. Tak - chodzi o spust. Fabryczny jest… hmm bezpiecznie i pewnie działający. Jednak daleko mu do ideału, szczególnie w kontekście broni sportowej. Można oczywiści wymienić cały zespół spustu (mamy takich rozwiązań od koloru do wyboru), ale… doskonały rezultat daje wymiana tylko jednego elementu.
A jest nim ta mała „blaszka” czyli przerywacz (jeśli będziecie szukać go na amerykańskich stronach to jest to connector). Na dłoni widoczny jest fabryczny przerywacz, o sile ok 4,5 - 5 funta, który został zastąpiony przez przerywacz Ghost Pro o sile 3,3 funta. Różnica jest kolosalna. Jednocześnie to kolejna z dość tanich zmian.
Pamiętacie poprzedni odcinek o KelTec’ach? W karabinku korzystaliśmy tam z 27-nabojowych magazynków firmy Magpul, które i tu doskonale się sprawdzą. Tym bardziej, że hybryda jest swego rodzaju karabinkiem.
Dłuższy magazynek w żaden sposób nie przeszkadza ani przy rozłożonej, ani też przy złożonej kolbie. Do tego oferuje o 10 szt amunicji więcej niż w fabrycznym, 17-nabojowym magazynku do Glocka 17. Z elementów, które jeszcze wzbogacą ten konkretny egzemplarz, a niestety nie dotarły jeszcze do właściciela, będą: powiększony zrzut magazynka (również Strike Industries) oraz lejek (magwell).
Ten drugi, po zdjęciu kolby i chwytu przedniego, pozwoli na stworzenie ze zwykłego Glocka 17, rasowego Race Gun’a i czyniąc hybrydę swego rodzaju „transformersem” ;-) W każdym razie zwiększającym możliwości i funkcjonalność „zwykłego Glocka”.
Jak mieliście się okazję przekonać, możliwości rozbudowy i zmiany Glocka jest tak dużo, że jeśli tylko lubicie takie „customowe” zabawy, możecie śmiało sami spróbować swoich sił, tworząc broń inną niż fabryczna, inną niż inne - taką tylko Waszą.