Zapraszamy dziś na ostatni odcinek naszego mini cyklu - „Od łuski do naboju”. W poprzednich odcinakach przygotowaliśmy łuski oraz zaopatrzyliśmy się w niezbędne narzędzia, komponenty oraz w wiedzę. Mając zatem łuski umyte, wysuszone, sformatowane i - w przypadku, gdy było to konieczne - skrócone, a następnie z obrobionym gniazdem spłonki oraz szyjką łuski, możemy przystąpić do 3 ostatnich etapów elaboracji: osadzania spłonki, ważenia prochu i osadzania pocisku.
Co nam będzie dziś potrzebne? Oczywiście nasze łuski, uniwersalne tacki do ich przechowywania, spłonki, osadzarka spłonek, proch, waga, pociski oraz prasa z matrycą osadzającą. Jak pamiętacie z poprzednich odcinków, stosujemy w naszym przypadku, prasę Lyman All American 8, z 8-gniazdami na 8 matryc, które są na stałe zamocowane i skalibrowane. Ta, którą potrzebujemy w danym etapie, przesuwamy nad miejsce robocze. Prasa ma wymienne talerze z 8-gniazdami, jeśli chcemy elaborować inne kalibry niż te zamocowane obecnie, po prostu wymieniamy talerze.
Z kolei waga, z której korzystamy w naszym cyklu, to w pełni zautomatyzowana, cyfrowa waga z dozownikiem Hornady Auto Charge Pro, której wygoda stosowania i dokładność pomiarów, niesamowice skraca czas pracy. Aby prawidłowo używać wagi cyfrowej, w tym również i tej, przed rozpoczęciem pomiarów, musi ona „rozgrzać się” do temperatury roboczej, co zagwarantuje nam absolutną powtarzalność pomiarów. Jak to zrobić? Bardzo prosto - włączamy ją, i czekamy co najmniej 15 minut, zanim rozpoczniemy ważenie. Zatem jeszcze przed osadzaniem spłonek, włączamy naszą wagę.
Prasa Lyman All American 8 posiada bardzo skuteczny, a zarazem prosty, system osadzania spłonek. Składa on się z rurki - pojemnika na spłonki, dostosowanej do wielkości spłonki (z prasą otrzymujemy dwie rurki, do małych i dużych spłonek). Po włożeniu spłonki do rurki, nie ma najmniejszych szans na jej odwrócenie się, co z kolei gwarantuje prawidłową jej pozycję do osadzania za każdym razem. Dla bezpieczeństwa (przed przypadkową detonacją spłonek), pojemnik osłaniamy stalową rurką. Do wstępnego ułożenia spłonek przydatna będzie tacka do spłonek, oraz same spłonki.
Choć sam pojemnik pomieści ok 50 spłonek, to jednak dla pewnej jego pracy najlepiej ładować do 30, maksymalnie 35 spłonek. Wtedy ich podawanie jest płynne i bezproblemowe. Przy większej ilości, początkowe spłonki dość opornie schodzą do podajnika. W pudełku pozostało nam 27 spłonek, zużyjemy więc wszystkie a w kolejnym ładowaniu weźmiemy brakujące 23 szt z kolejnej paczki.
Nakładamy dolną część tacki jej wewnętrzną częścią na pojemnik ze spłonkami i odwracamy całość - spłonki bezpiecznie znajdą się na tacce. Zarówno tacka jak i pojemnik z pudełka powinny do siebie dość ściśle przylegać. Próba przesypania lekkich spłonek z pewnej odległości kończy się ich wypadnięciem z tacki.
Spłonki po przełożeniu na tackę będą ułożone różnie, a wszystkie muszą być grzbietem na dół. Spłonki w dolnej części mają zaokrąglone brzegi a tacka jest tak skonstruowana, iż wystarczy przez chwilę nią potrząsać, a spłonki same ułożą się w wymaganej pozycji. Być może zostanie jedna czy dwie „oporne”, które przekładamy ręcznie.
Teraz nakładamy wieko tacki, z którego w kolejnym etapie będziemy już pobierać spłonki do pojemnika rurowego.
Następnie odwracamy tackę - spłonki lądują na wieku w pozycji właściwej do ich przeniesienia do rurki, z której potem będą dosyłane na podajnik spłonek.
Na zdjęciu powyżej widzimy wszystkie spłonki już na wieczku, tym razem ułożone w pozycji „roboczej” - gotowe do załadowania do pojemnika rurowego.
A to nasz pojemnik - mosiężna rurka o wewnętrznej średnicy odpowiadającej średnicy spłonek. Część którą będziemy ładować spłonki jest rozcięta na ok 1 cm, a jej brzeg jest lekko zagięty do wewnętrznej części. Z drugiej strony mamy aluminiową zatyczkę, blokującą spłonki podczas ładowania do rurki.
Samo ładowanie jest wręcz dziecinnie proste - nakładamy rurkę na spłonkę a nacisk powoduje chwilowe rozszerzenie naciętej rurki i wskoczenie spłonki do środka. Kształt końca rurki jednocześnie nie pozwala jej z niej wypaść. I tak po kolei ładujemy wszystkie spłonki do rurki.
Następnie na rurkę nakładamy stalową osłonę, chroniącą nas przed ewentualną niespodziewaną eksplozją spłonek. Przypominamy jednocześnie, że wszystkie operacje związane ze spłonkowaniem, przeprowadzamy przy założonych okularach ochronnych. Na koniec nakładamy plastikowy pręt dociążnik, który będzie spychał lekkie spłonki w dół, do podajnika.
Tak przygotowany zestaw rurek ze spłonkami mocujemy w podajniku spłonek zamocowanym na prasie. Po prawidłowym nałożeniu rurki ze spłonkami, zdejmujemy blokującą zatyczkę, a spłonki jak w bębnie maszyny losującej ;-) spadają do podstawy podajnika.
Do prasy, na uchwyt łuski wkładamy przygotowaną wcześniej łuskę, pociągamy za małą dźwignię podajnika, który zwalnia blokadę i pozwala na załadowania jednej spłonki do podajnika spłonek.
Dźwignią prasy przesuwamy kolumnę z łuską lekko w górę, tak aby ukazało się wycięcie w kolumnie prasy, w które wejdzie podajnik ze spłonką. Naciskając małą dźwignię podajnika, przesuwamy jego ramię do kolumny, dokładnie pod kieszonkę spłonki w łusce.
Teraz dźwignią prasy opuszczamy kolumnę z łuską, dociskamy i… voila! Spłonka jest osadzona! Prawda, że prosto? Do tego przy naprawdę odrobinie wprawy, niezwykle szybko i pewnie. Oraz bezpiecznie, co też nie jest bez znaczenia.
Na zdjęciu powyżej widzimy osadzoną spłonkę. Poprawnie osadzona, jest włożona równo i nie wystaje poza obrys dołu łuski (co sprawdzamy zarówno wzrokowo jak i manualnie, przesuwając palec po spodzie łuski - wszystko powinno być w jednej płaszczyźnie). Jeśli spłonka wystaje, należy włożyć łuskę ponownie do prasy, przesunąć pusty podajnik (bez spłonki) i docisnąć spłonkę. Jeśli wszystko jest ok, przekładamy ospłonkowną łuskę do drugiej tacki i osadzamy kolejną spłonkę w następnej łusce. Jeśli wszystkie łuski mają już osadzone spłonki, przechodzimy do ważenia prochu.
Nasza elektroniczna waga jest już rozgrzana i prawie gotowa do pracy. Pozostaje nam jeszcze kalibracja, którą dokonujemy przy każdorazowym włączeniu urządzenia, po jego rozgrzaniu. W tym celu przytrzymujemy przycisk Zero/Calibration aż do momentu ukazania się słowa CAL na wyświetlaczu. Teraz waga wyświetli liczbę 10 - to znak iż mamy postawić na szalce wzorcowy odważnik o wadze 10g. Pokażą nam się poziome kreski (znak, że waga się kalibruje na ciężar 10g) a potem ponownie wartość 10. To znak, że możemy zdjąć mały odważnik wzorcowy.
Ukazuje się liczba 50 - analogicznie kładziemy na szalce wzorcowy odważnik 50g. I tu również po kalibracji i ponownym wyświetleniu wartości 50, zdejmujemy odważnik wzorcowy. Po jego zdjęciu ukaże się napis PASS oznaczający poprawną kalibrację. Za moment ukaże nam się liczba 0.00 gr. Grain, gdyż wagę mamy przełączoną na jednostki imperialne. W zależności od naszych preferencji możemy ustawić jednostki SI (gramy) lub Imperialne (grainy - czyli ziarna).
Teraz kładziemy tackę z lejkiem, do której nasypywany będzie proch. Od razu waga podaje wagę tacki, a ponieważ nas interesuje jedynie masa prochu, to zerujemy wagę przyciskiem Zero/Calibration, przez jego krótkie naciśnięcie. Od tego momentu wartość 0,00 gr będzie dla wagi wartością szalki z położoną tacką.
Waga pamięta ostatnie ustawienie naważki, jeśli jednak (tak jak w tym przypadku) zmieniamy kaliber, musimy podać prawidłową wartość naważki. Skąd ją mamy? Jak wspominaliśmy już w pierwszym odcinku naszego cyklu, obliczamy ją np. programem QuickLoad, programami dostarczanymi przez producentów prochu czy pocisków, lub również od nich, z zamieszczanych na ich stronach tabel, podających bezpieczny zakres naważek.
Kolejny ruch to nasypanie prochu do pojemnika wagi. Zdejmujemy pokrywę pojemnika i przesypujemy taką ilość prochu, jaka będzie potrzebna do danej liczby łusek. Zawsze możemy uzupełnić proch, gdy będzie go brakować, a jeśli zostanie po pracy, bez problemu przesypać z pojemnika wagi do opakowania prochu.
Waga jest gotowa do pracy - ustawiona w trybie automatycznym, co oznacza, że po jej starcie (który rozpoczyna się po naciśnięciu przycisku Dispense) będzie odmierzać kolejną zadaną naważkę, za każdym razem, gdy na szalce postawimy pustą tackę (czyli gdy waga wyryje nasze „zero”). A my w tym czasie możemy zająć się osadzaniem pocisku do łuski z już nasypaną naważką prochu. Praktycznie zdejmuje z nas to czas potrzebny na ważenie, co znacznie przyspiesza ten końcowy etap elaboracji.
Odmierzoną i zważoną naważkę przesypujemy do łuski. Stosujemy specjalną tackę, z lejkiem w jej tylnej części. Standardowe tacki nie mają lejka, musimy wówczas stosować osobny lejek do przesypywania prochu do łuski. Jednak takie rozwiązanie jest łatwiejsze i szybsze - znów oszczędzamy czas potrzebny do wykonania amunicji.
Łuskę zasypaną prochem wkładamy do uchwytu łuski w prasie, do szyjki wkładamy pocisk, lekko podtrzymując go dłonią podczas wsuwania łuski kolumną do matrycy osadzającej. Matrycę mamy wcześniej już ustawioną na zadaną głębokość, a ponieważ w tej prasie matryce przymocowane są bez ich wymiany do danego talerza, nie musimy ich za każdym razem ustawiać.
Kolejna oszczędność czasu. Kilka takich udogodnień, sumarycznie pozwala nam zaoszczędzić ponad połowę czasu niezbędnego do wytworzenia amunicji, w stosunku do pracy bez tych udogodnień. Dźwignię przesuwamy płynnie, acz dość lekko, aby pocisk miał czas na prawidłowe ułożenie, co zapewni mu z kolei właściwe, centryczne osadzenie.
Jak widzicie mamy już gotowy nabój. W tym wypadku to .308 Win z pociskami Hornady ELD-M 178 gr. Amunicja do strzelań precyzyjnych. Wracając jeszcze do naszych udogodnień. Pomagają i zdecydowanie przyspieszają proces, ale wymagają też dodatkowych środków na ich zakup. Czy wydatek jest tego wart? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. W moim przypadku - zdecydowanie tak!
Na koniec pozostaje nam ostatni pomiar - sprawdzenie poprawności osadzenia pocisku, czyli mierzymy całkowitą długość AOL naboju. Musi ona odpowiadać parametrom SAAMI dla danego kalibru, ale też być powtarzalny, tak aby każda sztuka naszej amunicji dała nam taki sam efekt na tarczy.
Wytworzoną amunicję bezpiecznie przechowujemy w specjalnych pudełkach, dostosowanych do danego kalibru. My polecamy pudełka Berrys - świetnie wykonane, w bardzo dobrej cenie, do tego posiadającę ważną zaletę: są wymiarowo mniejsze niż. np. pudełka MTM, co oznacza, że zmieści ich się nieco więcej w naszej szafie S1. nieraz te kilka czy kilkanaście milimetrów różnicy w wymiarach pudełka wystarcza, aby zmieścić w szafie kolejną ich partię. Po niezbędne narzędzia, akcesoria jak i komponenty do elaboracji zapraszamy do naszego sklepu :-)